czwartek, 29 sierpnia 2013

Od Harakiri: jak tu dotarłem

Moim biologicznym ojcem jest Patron Ares. Zazwyczaj się mną opiekował, ale były takie dni które musiałem spędzić sam. Nie znosiłem takich dni. Pewnego dnia, mój tata nie wrócił z popołudniowego polowania. Nigdy mu się to nie zdarzyło, a ten raz to był pierwszy raz. Myślałem że poprostu się spóźnia, ale do wieczora go nie było. Poszedłem więc go poszukać. Pobiegłem najszybciej jak mogę nad staw złotych ryb, lecz tam go nie było. Następnie do lasu, lecz tam też ani śladu po nim. Nie wiedziałem gdzie mam iść więc pobiegłem przed siebie. Nie wiedziałem gdzie biegnę i po co. Chciałem tylko wiedzieć gdzie jest, i czy mojemu ojcu nic nie jest. Zgubiłem się. Gdy zapadał zmrok mnie wykończyło zmęczenie i pod najbliższym drzewem zasnąłem. Rankiem obudziły mnie dziwne strzały na polanie. Wstałem i poszedłem sprawdzić źródło strzałów. Gdy byłem już na polanie zauważyłem dwóch ludzi ze strzelbami, a na smyczy trzymali jakieś duże psy. Przestraszyłem się. Pobiegłem w stronę lasu najszybciej jak mogłem ale się potknąłem o kamień. Złamałem moją przednią lewą łapę. Myśliwi szli w moją stronę. Gdy się otrząsłem chciałem biec dalej ale łapa odmówiła mi posłuszeństwa. Każdy krok sprawiał mi okropny ból. Jeden z myśliwych wyciągną do mnie rękę po czym powiedział ,,Niezłe byłoby z Ciebie psisko do polowań''. I zaśmiali się oboje. Jeden z nich wziął mnie na ręce. Dwójka zabrała mnie do miasta. Dzieci patrzyły na mnie dziwnie, a kobiety z mężami podśmiewali się ze mnie. Byłem przestraszony i smutny. Zabrano mnie do jakiegoś domu. Położyli mnie na białej poduszce. Jakiś koleś owinął mi jakimś dziwnym materiałem łapę, przez co nie mogłem chodzić. Przez pare tygodni leżałem i nic nie mogłem innego robić. Gdy zdejmowano mi bandaż wiedziałem że będę mógł wreszcie się z tond wyrwać. Po zdjęciu mu tego gipsu, nie mogłem chodzić. Sprawiało mi to też ból, i co każdy krok się przewracałem. Dzieci śmiały się ze mnie. Dwa tygodnie później mogłem już sprawnie biegać i iść. Miałem wtedy już skończony rok. Jak szłem po mieście, wszyscy się mnie bali. Dzieci które mi dokuczały, ginęły, a ja? Mnie nie obchodziło to. Pare lat późnej, gdy już miałem skończone 68 lat, pewien myśliwy z tego miasta postanowił mnie zabić, gdyż zabiłem jego córkę. Strzelił do mnie za pierwszym podejściem, lecz mu to się nie udało, i dołączył do swej córki na cmentarzu. Wiele lat chodziłem, zabijałem i nie przejmowałem się tym. Kiedyś pobiegłem w stronę lasu, spodobało mi się to. Biec tak bez końca. Oddaliłem się od miasta, i zostałem w lesie. Miałem pomysł. Założę watahę! Będą do niej należeć wilki, które spotkały okropny los. Więc zostałem w lesie już na zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz